autor: Agatha Christie
seria: Klasyka Kryminału
tłumaczenie: Roman Chrząstowski
tytuł oryginału: And Then There Were None
wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
data wydania: 8 listopada 2012
liczba stron: 216
kategoria: thriller/sensacja/kryminał
Od dłuższego czasu prześladuje mnie wspomnienie „jakiegoś” kryminału, który oglądałam w dzieciństwie. Nie pamiętam ani tytułu ani konkretnych szczegółów. To co zostało mi w pamięci to tylko fragmenty : dom, w którym zebrało się kilka osób by zginąć (wszyscy byli podejrzani a trupów było coraz więcej). Pamiętam napięcie jakie emanowało z tego filmu, strach i brak zaufania. Bohaterowie owego kryminału, próbowali rozwikłać zagadkę w kilku osobowych grupkach, przeszukując dom a do tego wyobraźcie sobie okropną pogodę, brak prądu i czyhające niebezpieczeństwo, w każdym zakamarku. Mniej więcej coś takiego pamiętam, co nie co może się różnić od oryginału (jakby na to nie patrzeć minęło już dobrych kilkanaście lat). Dlaczego to wspominam? Dlatego, że od jakiegoś czasu podświadomie szukałam kryminału w tym stylu, coś mnie ciągnęło do scen z tamtego filmu (próbowałam znaleźć ten film, ale niestety mi się nie udało). No i natrafiłam na coś odpowiedniego. I nie było już nikogo – poprzedni tytuł to Dziesięciu małych Murzynków - autorstwa Agaty Christie to kryminał, który zaspokoił mój głód.
Dziesięć osób, każda podejrzana o morderstwo, zostaje zaproszonych przez tajemniczego gospodarza do domu na wyspie. Gdy ginie druga osoba, goście szybko zdają sobie sprawę, że to, co początkowo uważali za nieszczęśliwy wypadek, jest robotą zabójcy. Postanawiają odkryć jego tożsamość, ale okazuje się, że nikt nie ma alibi. Odizolowani od społeczeństwa, niezdolni do opuszczenia miejsca pobytu, umierają jeden po drugim w sposób opisany w dziecięcej rymowance, która wywieszona jest w ich pokojach.
Nie wiem czy film, który zapadł mi aż tak w pamięci, był oparty na powieści tej właśnie autorki, ale podobieństwo mnie przyciągnęło. Wiem, że na podstawie tej powieści powstał film i nosi on tytuł „Dziesięciu małych Indian” – powstały nawet dwa z roku : 1965 i 1989 – wiec jest szansa, że mogłam któryś widzieć. Wracając jednak do książki to od razu powiem, że jest rewelacyjna! Od samego początku wiedziałam, że mi się spodoba. I zaznaczam, że dałam się mordercy nabrać, mimo tego, że razem z bohaterami tej makabrycznej intrygi główkowałam nad rozwiązaniem. Dziesięciu ludzi uwięzionych na wyspie, każdy ma niejasną przeszłość i na każdego padł wyrok. Komu zaufać? Kto jest mordercą? Kto będzie następny? Okoliczności śmierci są ukryte w wierszyku, który nosi tytuł „Dziesięciu małych Żołnierzyków” (chociaż w różnych wydaniach książki natrafimy na Murzynków lub Indian). Agatha Christie opisała tutaj morderstwo doskonałe, zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach. Nie zabraknie emocji, szaleństwa a nawet komizmu. Czy sama doszłam do rozwiązania zagadki? Nie – i to mnie cieszy, gdyż to świadczy o wysokim poziomie tej powieści (lub o moim małym rozumku, jeśli chodzi o dedukcje – to już cieszy mnie zdecydowanie mniej ). Pod koniec czytania, kartkowałam strony, żeby sprawdzić ile mi zostało i natrafiłam na pewne nazwisko – to nasunęło mi pewne podejrzenie. Jednak rozwiązanie całej sprawy mnie zaskoczyło i nie mogłam uwierzyć, że dałam się wywieźć w pole. Jest to chyba najlepsza książka tej autorki, jaką czytałam. Jestem w pełni zadowolona i myślę, że kiedyś do niej wrócę – mimo, że znam już sprawcę i okoliczności. Jeśli ktoś szuka klasycznego kryminału z dobrą fabułą to ten tytuł mogę polecić. Chciałabym częściej trafiać na tak dobre kryminały!
Ocena: 10/10