Książka z zamkiem z kwiatów i drzew.

Katarzyna Bonda – Pochłaniacz

„Miałem ochotę zniknąć. Stać się niewidzialnym. Rozproszyć się w powietrzu niczym woń.”

Katarzyna Bonda to pisarka, której nie trzeba przedstawiać. Nawet ci, którzy nie mieli jeszcze przyjemności czytać jej książek, dobrze ją rozpoznają. Jej kryminały zbierają ogromne poklaski i są często polecane przez czytelników. Bonda, niekwestionowana „Polska Królowa Kryminału”, ma na swoim koncie kilka bestsellerów, ale niestety miałam okazję przeczytać tylko jeden – poradnik dla początkujących pisarzy. Przyszedł czas, aby zapoznać się z jedną z jej powieści. Wybrałam „Pochłaniacza”, który od roku „kurzył się” na mojej półce. Często miałam ochotę sięgnąć po niego, ale za każdym razem coś innego przyciągało moją uwagę. W końcu jednak nadszedł ten moment, kiedy wzięłam go do ręki. Wiem, jestem trochę z tyłu, bo w księgarniach jest już dostępny „Okularnik”, kolejna książka z Saszą Załuską. Ale nic, nadrobię tę zaległość. Pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to okładka – przyciąga wzrok, ma w sobie coś tajemniczego i subtelnego.

Zima 1993 roku. Dzień, w którym w niewyjaśnionych okolicznościach umiera nastoletnie rodzeństwo. Policja uznaje obie śmierci za tragiczne i niepowiązane ze sobą wypadki. Wielkanoc 2013. Po siedmiu latach pracy w Instytucie Psychologii Śledczej w Huddersfield, Sasza Załuska wraca na Wybrzeże. Do profilerki zwraca się Paweł „Buli” Bławicki, właściciel sopockiego klubu muzycznego. Obawia się, że jego wspólnik – były piosenkarz i autor hitu „Dziewczyna z północy” – planuje go zabić. Załuska ma dostarczyć dowody na te podejrzenia. Początkowo niechętnie angażuje się w sprawę, ale po strzelaninie w klubie, decyduje się podjąć wyzwanie. Okazuje się, że morderstwo ma związek z wydarzeniami z 1993 roku, a zamordowany znał sprawcę śmierci rodzeństwa. Jednym z kluczy do rozwiązania tej zagadki może okazać się dawno zapomniana piosenka.

„Cenimy szczęście, bo zawsze musimy za nie zapłacić. Tylko kłopoty są za darmo.”

Nigdy bym nie przypuszczała, że ta książka tak bardzo mnie wciągnie. Spodziewałam się, że czytanie zajmie mi więcej czasu, ale na szczęście miało to miejsce szybciej niż przewidywałam. Fabuła zaciekawiła mnie od pierwszej strony. Pomimo skomplikowanej fabuły i dużej liczby postaci, udało mi się zorientować w przebiegu wydarzeń. Choć końcówka wprowadza pewne zamieszanie… Wielość ścieżek prowadzi do rozwiązania zagadki, a nasze zdolności dedukcyjne zostają wystawione na próbę.

Wychodzi na to, że tylko genialna Sasza potrafi odkryć tożsamość sprawcy… Zaczynamy od tajemniczego telefonu i zapoznajemy się z przeszłością, która rzuca światło na całą sytuację. Z biegiem czasu jednak wszystko staje się coraz bardziej skomplikowane i nie takie oczywiste, jak nam się początkowo wydawało. Lista podejrzanych się wydłuża, a Sasza próbuje rozwikłać tajemnicę, ukrytą w szczegółach. Sama jednak musi zmierzyć się z własną przeszłością i demonami. W książce pojawiają się realia polskie, mafia w białych rękawiczkach i dwulicowi policjanci. Użytkowy język przeplata się z policyjnym żargonem i specjalistycznym słownictwem.

Dobry policjant kontra zły policjant… Ważne są pieniądze, znajomości i pozory. Kłamstwa się mnożą, a sumienie łatwo jest zagłuszyć. Jak rozwikłać zagadkę, gdy jedyną wskazówką jest zapach? Komu można zaufać? Jak ważna jest przeszłość? Autorka kilka razy zmyliła mnie podsuwanymi dowodami i faktami. Kiedy wydawało mi się, że coś wiem, okazywało się, że nie wiem nic. Moje zdolności dedukcyjne zawiodły, a Sasza okazała się sprytniejsza i mądrzejsza.

W sumie, to dobrze! Miło jest towarzyszyć kobiecie-detektywowi. Łatwiej ją zrozumieć, wczuć się w jej rolę i poznać psychikę. Jest to postać interesująca i charakterystyczna. Udowadnia ona, że diabeł tkwi w szczegółach i że warto grzebać i szukać, aby odkryć brakujące fragmenty układanki.

„Kiedy już wiesz, czego chcesz, a czego nie, wszystko jest dobrze […]. Nie trzeba liczyć kroków ani oglądać się za siebie. Zbędny bagaż zostaw w najbliższym rowie i o nim zapomnij. W podróży nie wszystko jest potrzebne. Wszystko, co niezbędne, pojawi się samo, bo na trasie cuda są na porządku dziennym, a spotkani ludzie to ci właściwi. Życie to oddech. Mamy ograniczoną ilość uderzeń serca. Niepotrzebnie marnujemy je na wahanie, strach czy złość. Zawsze będą tacy, którzy chcą nas ciągnąć, kusić, przekonywać, że wiedzą, co dla ciebie lepsze. A trzeba po prostu iść do przodu, znaleźć dla siebie czyste powietrze. Takie, którym chcemy oddychać.”

„Pochłaniacz” to solidny kryminał, choć w końcówce staje się nieco skomplikowany – zaskakujący – szokujący. Jest to gruby tom, który można by trochę skrócić, ale autorka nie próżnowała i przygotowała bardzo szczegółowe dzieło. Można zanurzyć się w tę historię, wcielić się w detektywa i dowiedzieć się kilku ciekawych koncepcji z kryminalnego i policyjnego świata. Pomysł na fabułę jest bardzo ciekawy i trzyma w napięciu. Całość podzielona jest na dwie części… przeszłość i teraźniejszość. Pierwsza ma wpływ na drugą. Jest szkicem wydarzeń, na którym czytelnik buduje własne śledztwo. Mimo że jest to kryminał, nie znajdziemy w nim drastycznych opisów, ale za to zagłębimy się w życie bohaterów. Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona i już planuję zakup innych powieści autorki. Jeśli macie ochotę na obszerny kryminał, to polecam!

„Życie to codzienne przesłuchanie, ale nie wystarczy tylko słuchać. Trzeba też widzieć. Wtedy nie tylko słucha się, ale też słyszy”.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *