Marynarka jest książką „męską” – przynajmniej takie odniosłem wrażenie kiedy rozpoczynałem przygodę z tą książką. Nie jest to nawet przypadek, że napisał ją mężczyzna. Tytuł też kojarzy się z męskością – choć ma to też związek z marynarką, która jest tu ważnym aspektem. Mirosław Tomaszewski napisał świetną książkę, która pokazuje, jak szybko potrafimy osądzać i potępiać innych, jak szybko możemy się obrażać i jak trudno jest kogoś naprawdę zrozumieć. Zemsta rzadko jest proporcjonalna do przewinienia – biada ma dwa końce.
„Sylwester 2004 roku, Warszawa. Umierający na raka mężczyzna ogląda w samotności telewizję, kiedy do jego mieszkania włamuje się dwóch bandytów. Nie chcą pieniędzy. Szukają tajemniczej koperty ZO171270. Gospodarz nie domyśla się, dlaczego jej zawartość stała się cenna. Kiedy napastnicy dostają to, po co przyszli, zabijają świadka.”
Według Karola Jarczewskiego, sześćdziesięcioletniego właściciela firmy Karo i szanowanego mieszkańca Gdyni, jego jedynym zmartwieniem jest Witek, którego zatrudnił dekadę temu. Witek – mąż córki Jarczewskiego, którego zatrudnił, jest chorobliwie ambitny i widać wyraźnie, że chce kontrolować całą firmę. Przy pewnej okazji Witek, erotoman i człowiek o zwichrowanym życiu, prosi Witka, redaktora naczelnego „Głosu Bałtyckiego”, o napisanie książki o wydarzeniach z grudnia 1970 roku. Gdy tylko zaczęłam czytać, wciągnęła mnie postać enigmatycznego fotografa, który w końcu ginie w straszliwy sposób. To było dla mnie pociągające, realne i namacalne. Kiedy autor przeszedł do historii innego bohatera, odniosłam wrażenie, że jest to człowiek ciekawy, interesujący i prawdziwy. Potem znów pojawiał się kolejny, a my płynnie przechodzimy od jednej postaci do drugiej, co jest zmianą i nie pozwala zbyt długo „nudzić się” jedną postacią.
Mamy do czynienia z kilkoma postaciami, z ich przemyśleniami i historiami życia. Muszę przyznać, że są one wyjątkowo realistyczne, naturalne, ułomne i dowcipne. Wszyscy doskonale oddają klimat książki i są do niej doskonale stworzeni. Myślę, że głównymi zaletami książki jest jej nieprzewidywalność i to, że ciągle byłem nią zaskakiwany, bo z każdą przeczytaną stroną nie wiedziałem czego mogłem oczekiwać co wzmagało we mnie chęć do dalszej lektury. Książka oparta jest na wydarzeniach historycznych, a konkretnie na Grudniu 1970, który przeszedł do historii krwawymi literami. Książka jest bardzo dobra i wciągająca, a autor doskonale opisał wątek historyczny, w którym czytelnik może dowiedzieć się czegoś o tym tragicznym dniu i wydarzeniach z nim związanych.
Pisarz mógłby sobie darować hotel stylizowany na komunistyczne więzienie, bo przypomina mi to pewien film (nie pamiętam tytułu), w którym poddawano ludzi eksperymentowi i dzielono ich na więźniów i strażników. Od razu mogę poinformować, że nie wyszło im to na dobre ani psychicznie, ani fizycznie. Losy bohaterów krzyżują się, bo coś ich łączy. Co się stanie? Jaki wpływ będą mieli na siebie nawzajem? Czytanie dostarczy Ci odpowiedzi. Pisarz nie osądza, nie moralizuje ani nie potępia nikogo w swojej książce. Podaje jednak ciekawe informacje, które intrygują czytelnika. Książka powinna zainteresować osoby zainteresowane Polską Rzeczpospolitą Ludową. Z pewnością zachęcam do przeczytania tej książki Mirosława Tomaszewskiego.
wydawnictwo: W.A.B.
data wydania: 23 października 2013
liczba stron: 256
kategoria: literatura współczesna